wtorek, 31 maja 2011

Rozdział 2


Lexi



Darłam się w wniebogłosy, rzucałam poduszkami, książkami, wszystkim, czym mogłam, płakałam i rzucałam się po ziemi. Tata zamknął się w pokoju po tym jak zadzwonił do babci, która przyjechała w ciągu 60 minut. Weszła bez ceregieli do domu i przytuliła nas wszystkich (mnie i moje rodzeństwo), jej oczy były czerwone od płaczu.


- Już, już spokojnie moje skarby, babcia się wami zajmie. Lexi gdzie jest wasz tata?

- W pokoju- Powiedziałam, ledwo rozpoznawałam swój głos, był zachrypnięty od płaczu i wrzasków.


Babcia zrobiła Faith i Lucasowi śniadanie, mnie też chciała, ale w tej chwili nie mogłabym przełknąć niczego wiec pokręciłam przecząco głową i poszłam do łazienki. Musiałam się umyć i ubrać, bo nadal byłam jeszcze w piżamie. Popatrzyłam w lustro, wyglądałam jak trup i to dosłownie. Moja twarz była blada a oczy przekrwione i opuchnięte. Nie chciałam nawet na siebie patrzeć, po prostu nie mogłam. Za bardzo przypominałam mamę. Po niej odziedziczyłam budowę ciała, kolor włosów i oczu. Była ona naturalną blondynką z przepięknymi zielonymi oczami. A charakter odziedziczyłam po obojgu. Jestem uparta i trochę złośliwa po mamię a po tacie szalona i sprytna ( podobnież w młodości lubił za szaleć). Byli tak bardzo szczęśliwi razem, tak bardzo w sobie zakochani, widziałam to każdego dnia w gestach mojego taty i mamy. A teraz jakieś pieprzone zwierze musiało to zniszczyć, łzy znowu popłynęły. Weszłam pod prysznic, cieplutka woda lała się na moje lodowate ciało. Zaczęłam się trząść i osunęłam się na ziemie. Po wyjściu z pod prysznica wytarłam się dokładnie, rozczesałam włosy, co nie było takie proste. Ubrałam się w czarne rurki i granatową bluzę1. Wysuszyłam włosy i założyłam ciemne okulary. Gdy wyszłam z łazienki babcia dzwoniła już do każdego w rodzinie i powiadamiała ich o wypadku. Powiedziałam tylko WYCHODZĘ i poszłam do jednego z nielicznych miejsc, gdzie dobrze się czułam, gdy mój świat się walił.
Pogoda była w miarę, słońce co chwilę próbowało przebić się przez szare chmury, było około 20 stopni, jak dla mnie idealnie. Szłam i szłam. W końcu w oddali zobaczyłam stare magazyny, w których tańczę wraz z moimi przyjaciółmi. O tej godzinie najprawdopodobniej nikogo nie będzie, bo wszyscy są zajęci szkołą albo pracą. Otworzyłam drzwi i weszłam do budynku. Nie było tu żadnych rewelacji, razem z moją paczką odmalowaliśmy te brudne ściany. Felix zrobił arcydzieło na jednej ze ścian, ma chłopak talent, jeśli chodzi o graffiti  Pozmiataliśmy i wyrzuciliśmy wszystkie rupiecie stąd do innego magazynu obok, którego nie używamy.                                                    

Nie mogłam uwierzyć, że jej już nie ma. Że nie przywiezie nam już żadnych upominków, że skończą się wspólne wypady na pizze, wspólne oglądanie filmów itp. Po prostu nie mieściło się to w mojej głowie, to zbyt wiele jak dla mnie. W pewnej chwili krzyknęłam


- DLACZEGO!?! Dlaczego musiałaś jechać do tej pieprzonej Kanady?!! Dlaczego nas zostawiasz!!!  - Już po cichu dodałam- Nie poradzę sobie bez ciebie……….  Poczułam lekkie muśnięcie po policzku i usłyszałam – PORADZISZ SOBIE, DASZ RADE W KOŃCU JESTEŚ MOJĄ CÓRECZKĄ.                                                 

 - Ale to niemożliwe, zwariowałaś Lexi ona nie żyje.- Pomyślałam chaotycznie. Chociaż czułam obecność innej osoby w pomieszczeniu.

- SKARBIĘ, NIE ŻYJĘ ALE TO NIE ZNACZY, ŻE WAS OPUŚCIŁAM.

-Mamusiu…- Powiedziałam już na głos, płaczliwym głosem.

-PAMIĘTAJ, ZAWSZE BĘDĘ Z TOBĄ I TWOIM RODZEŃSTWEM I LUISEM. JESTEŚCIE DLA MNIE NAJWAŻNIEJSI NA ŚWIECIE. - Poczułam pocałunek na czole i już jej nie było.                                                                                               


To co przed chwilą się wydarzyło było nie normalne i nie mogło być prawdziwe. Mój umysł płatał mi figle. Oparłam się o ścianę i klapnęłam tyłkiem o ziemie. Nie wiem jak długo już tam siedziałam, gdy zadzwonił telefon, jęknęłam, a mogłam go nie brać. Wzięłam go , ale to nie oznacza, że muszę odbierać, na co lekko się uśmiechnęłam. Komórka dzwoniła i dzwoniła, wkurzona wreszcie odebrałam.

Rozmowa Telefoniczna:


-Halo!?

- Lexi, co się stało? Do cholery nie można się do ciebie do dzwonić już od rana!!! Mogłaś mnie powiadomić, że dzisiaj nie przyjdziesz do pracy wiesz, byłoby miło!- Warknęła moja przyjaciółka Riley.

- Riley, ja już nie mogę. Nie mogę tak żyć, nie bez niej.

-Lex! O czym to mówisz?! Jak to nie możesz żyć!! Nie strasz mnie. Gdzie jesteś ?

- Przepraszam, że nie dzwoniłam, nie miałam do tego głowy. Riley…, moja mama nie żyję.

- LEX??? Co!!! Żartujesz!! Kurwa….. Gdzie jesteś?

- Zginęła przez pieprzoną sarnę. – mój głos się łamał .

-Lexi, rozumiem, ale gdzie jesteś kochanie?

- W magazynach…….

- Dobrze skarbie, zostań tam zaraz przyjedziemy.

 
Riley                                                


Głos mojej przyjaciółki był roztrzęsiony , bardzo rzadko tak brzmi, nawet prawie nigdy. Szybko zadzwoniłam do Kate i streściłam jej sytuacje, zareagowała podobnie jak ja. Wciągu niecałych 30 minut byłyśmy w magazynach. Lexi siedziała skulona pod ścianą i szlochała ,aż serce ścisnęło mi się na jej widok .
- Kochanie, czemu do nas nie zadzwoniłaś? Przecież wiesz, ze przyjechałybyśmy do ciebie.- Podniosła powoli głowę i powiedziała szeptem.
- Bo chciałam być sama, nie mogłam inaczej.
- A teraz chcesz być sama?- Zapytała niepewnie Kate.- Na to Lexi pokręciła przecząca głową. Więc zostałyśmy i przytuliłyśmy ją, była lodowata. Po pewnym czasie wyszłyśmy wszystkie z magazynu i wsiadłyśmy do mojego samochodu i pojechałyśmy do domu Feliksa.  



2 komentarze:

★Any16★ pisze...

INFO DLA CZYTAJĄCYCH :)

★Imię głównej bohaterki nie ma nic wspólnego z postacią z DanCing the DaRk...

★ I jeszcze raz proszę o komentarze;D ;D

Kinga Kozłowska pisze...

super ;d