sobota, 2 lipca 2011

Rozdział 3


Tydzień później…….
  

Kate


Siedziałam razem z Riley w salonie, była środa a we środę nie mamy praktycznie klientów. Gadałyśmy o tym, co się stało w ciągu tych kilku dni, pogrzeb odbył się dwa dni temu. Lexi jest załamana jak cała jej rodzina. Wielu ludzi kochało albo szanowało mamę Lex. Pierwszy raz w życiu widziałam w takim stanie jej ojca. Wyglądał jak wyrzuty kawałek jakiegoś gówna. Ten facet zawsze był uśmiechnięty, pogodny a teraz… wygląda jak wrak.


- O czym tak intensywnie myślisz?- Zapytała Riley.

- O tacie Lexi, na pogrzebie wyglądał jak wrak.- Odpowiedziałam ze smutkiem.

- A niby, czego się spodziewałaś? Przecież to był pogrzeb jego żony, też byś wyglądała jak wrak, gdyby tobie umarła osoba, na której ci tak zależy. Przecież wiesz jak on bardzo kocha mamę Lex.

- Wiem, ale to nie znaczy, że byłam przygotowana zobaczyć tego wesołego człowieka w takim stanie.

- Taaa, mną też to wstrząsnęło.


Naszą rozmowę przerwał dzwonek telefonu. Do Riley dzwonił Felix i pytał się czy czegoś chcemy, bo jest w Mc'Donals. Złożyłyśmy swoje zamówienia i pożegnałyśmy się z nim. Riley poszła do swojego mieszkania, które znajdowało się na drugim piętrze budynku. W czasie czekania na późny lunch przyszedł klient. Był nim przystojny nieznajomy. Miał urodę chłopaka z sąsiedztwa, blondyn z oczami o kolorze mlecznej czekolady.


- Cześć- Miał seksowny głos, przy nim mogłabym usypiać. Pomyślałam rozbawiona.

- Cześć, w czym mogę ci pomóc?- Zapytałam.

- Hmm, chciałbym tatuaż.- Hmm, co za geniusz, trafił nawet dobrze.

- Jakiś konkretny?

- Taa, łapę wilka1.- Mówiąc to podał mi kartkę, popatrzyłam się na rysunek. Uniosłam głowę widziałam jak mi się przygląda, wpatrywał się we mnie jakby mógł odczytać moją duszę. Dziwnie się z tym poczułam.  


- Ok, gdzie chcesz mieć ten tatuaż?- Zamiast mi odpowiedzieć zdjął kurtkę i także koszulkę, ukazując swoją niezłą klatę. Jeansy miał nisko na biodrach. Wskazał miejsce. Po prawej stronie na podbrzuszu.2

- Dobra. –Powiedziałam uśmiechając się.

  

 Michael


Przyjechałem do San Francisco do wuja w interesach. Właśnie zwiedzałem miasto, trochę się zmieniło odkąd tu ostatnio byłem jakieś 10 lat temu, gdy poczułem intrygujący zapach, który doprowadził mnie, aż do salonu tatuażu. I zobaczyłem anioła. Szok, jaki poczułem, gdy ją ujrzałem był nie do opisania. Na początku był sam zapach, a pachniała cudownie jak jabłka z cynamonem. Miała jasne prawie białe blond włosy, gdzie nie gdzie pasemka. Była szczupła i nie wysoka, wyglądała jak krucha porcelanowa laleczka. Instynkt mojego wilka krzyczał MOJA. Wszedłem do budynku, w końcu i tak miałem zamiar zajrzeć do jakiegoś salonu tatuażu. Przyglądałem się jej, chyba to zauważyła, ale i tak mi to nie przeszkadzało. BYŁA MOJĄ PARTNERKĄ i tylko to się liczyło. Nie pachniała człowiekiem, ale gdyby była zmienną już by wyczuła to, że jestem jej. Zagadałem do niej:


- Długo się tym już zajmujesz?

 - Nom, można tak powiedzieć, jakieś 2- 3 lata, a co? Boisz się?

- Nie, dlaczego miałbym się bać, wierze w twoje możliwości.

- Jak miło. Od razu mi ulżyło.- Zaśmiała się. - Chyba nie jesteś stąd?

- Az tak widać?

-Nie po prostu nigdy cię tu nie widziałam - Odparła speszona.

- Nie, nie jestem, przyjechałem do wuja w odwiedziny.Jak masz na imię?

- Kate, przyjaciele mówią do mnie Kat.

- Czyli mogę mówić do ciebie Kat?- Zapytałem z nadzieją, na co ona się tylko roześmiała.

- Raczej nie jesteś moim przyjacielem, nawet nie znam twojego imienia.

- To akurat nie problem, mam na imię Michael
 
- Miło mi i poznać jak i rozmawiać, ale muszę się skupić na robieniu twojego tatuażu. - Mówiąc to zakończyła naszą rozmowę, ale ja nie mogłem się skupić na niczym innym oprócz niej.  Jej włosy drażniły mięśnie brzucha, leżałem na fotelu a ona pochylała się nad moim brzuchem, co z mojej perspektywy było cholernie seksowne.



Kate


Czułam gorące spojrzenie chłopaka na swoim ciele, motylki w brzuchu nie dawały mi spokoju, nigdy się tak nie czułam, nawet go nie znam, a już zdążyłam go polubić. Miło się z nim gadało i w ogóle. Podniosłam się z podłogi, Michael miał zamknięte oczy, wyglądał słodko.
 Otworzył oczy i zapytał:                                       

-Skończyłaś ?

- Tak. Znasz zasady. Jak widzę miałeś już wcześniej tatuaż. Nie przemaczaj bandaża, używaj łagodnego antybakteryjnego mydła do mycia, używaj maści A&D. Żadnego Neosporin’u albo zostanie blizna.

- Ok. Nie zniszczę twojego dzieła.- Powiedział uśmiechając się zmysłowo.

-No ja mam taką nadzieje.


Usłyszałam dzwonek otwieranych drzwi i spojrzałam w tamtą stronę, na widok Arona jęknęłam. Dlaczego ten dupek nadal nachodzi Lexi.

- Spieprzaj stąd Aron, nie chcemy mieć kłopotów prawda?- Powiedziałam wkurzona.

- A kto mówi o kłopotach słodziuśka laleczko.- Powiedział arogancko uśmiechając się.- Ja chciałbym tylko pogadać z Lex, ale niestety muszę stwierdzić, że nie ma mojej dziewczynki.

- Cholera, Aron zostaw ją w spokoju, chyba jasno dała ci to do zrozumienia, nie sądzisz?

- Może tak, a może nie, słodka laleczko

- Przestań mnie tak nazywać ty durniu jeden.

- Ale jesteś taka słodka, gdy się złościsz.

- Nie będzie jej przez najbliższy czas.

- A to dlaczego?

- Och, Pan wszystko wiedzący w mieście nie wie, że mama Lexi miała wypadek.

- Co?

- Taaa, Aron, mama Alexis nie żyję. Wiec proponuje ci idioto zostaw ja w spokoju, bo tego ona właśnie potrzebuje.

- Ty nie rozumiesz Kat, Lexi należy do mnie i nic ani nikt tego nie zmieni.- Powiedział prawię warcząc.

- Aron, zostaw ja w spokoju.- Za zasłony wysunął się Michael. Spojrzenie Arona przeniosło się ze mnie na Michaela. Jego oczy zabłysły wrogo.

-No, kogo my tu mamy, grzecznego dżentelmena Michaela.- Powiedział szydząc Aron.

- Radze ci zostawić Kate i jej przyjaciółki.

- A niby, dlaczego? One są tak bardzo słodkie , a po za tym to moje ukochane przyjaciółki takie prawdziwe od serca. A co mi zrobisz jak je nie zostawię?

- Aron, powiem tylko raz, jeśli, którą z nich tkniesz to gorzko tego pożałujesz.- Z ich tonu głosu mogłam stwierdzić, że mogą mi się tu zacząć okładać pięściami, musiałam ich powstrzymać. Znając Arona już planuje jak dorwać Michaela w ciemnej uliczce, najlepiej znajdującej się daleko od budynków mieszkalnych.

- Dobra chłopaki, spokojnie. Michael, dzięki, ale nie potrzebuje twojej pomocy. Umiem o siebie sama zadbać. A ty jak już powiedziałam opuść to pomieszczenie inaczej zadzwonię po gliny.
Aron wycofał się z salonu rzucają zabójcze spojrzenie Michaelowi a mnie przesłodzony uśmiech. Odwróciłam się do Michaela, który przyglądał mi się ze złością. Warknęłam:


- No, co?!

- Nic, ale czy ty sobie zdajesz, kim on jest?!- Powiedział zdenerwowany.

- Michael, dobrze zdaje sobie sprawę, kim jest, a raczej, kim jest jego ojciec, a tym bardziej, z kim się zadaje!- Powiedziałam oburzona. A ten się uśmiechnął i dotkną mojego podbródka.

- Naprawdę jesteś słodka, gdy się złościsz.- Szepną rozbawiony.- Ale proszę cie, uważaj na siebie.

- Ty też powinieneś, naraziłeś się największemu idiocie na świecie.

- Spokojnie nic mi nie będzie.- Mówiąc to patrzył mi się na usta. Nachylił się, nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów, wtem ktoś odkaszlną za moim plecami. Nawet nie zauważyłam, że Michael mnie obejmował i szybko wyrwałam się z jego uścisku . Gdy się obróciłam zobaczyłam zaskoczonego Felixa.




Felix


Kierując się w stronę salonu zauważyłem wychodzącego Arona. Naprawdę ten facet zaczyna działać mi na nerwy, co tu przyjadę ten gnojek kręci się w okolicy. Zazwyczaj, gdy mnie mija albo natyka się na moją osobę nie może obejść się bez złośliwych uwagach, co do mojej egzystencji. Tylko, dlatego że jestem demonem.                                                                                                                

 Są różne typy demonów, od poziomu 1 do 10. Demony są podobne do czarownic, mogą posługiwać się magią. Są demony niskiego poziomu – pierwszego czy drugiego mogą one robić małe rzeczy typu zapalenie lampy czy świeczki, a demony poziomu 9- 10 potrafią tworzyć burze, rozwalać domy, a nawet podpalać lasy czy zabijać ludzi jedynie myślą.Ten gnojek myśli, że jestem nisko urodzonym z niewielką mocą, choć bardzo się myli. Nie jestem zwykłym demonem tylko czymś innym, czymś niewiarygodnym; zrodzony z demonicy i czarnoksiężnika. Złe wspomnienia zaczęły zalewać mój umysł, matka, jej wściekłość i ból, tak wiele bólu. Zacisnąłem mocno zęby próbując wyzwolić się od obrazów przeszłości emocji.                                               

O dziwo Aron przeszedł koło mnie tylko warcząc i rzucają najróżniejszymi przekleństwami w stronę jakiegoś Michaela. Jego wilk był na powierzchni, mogłem zauważyć wystające spod rękawów bluzy pazury, a jego ślepia miały bursztynowo- złoty kolor. Powinien być bardziej ostrożny, był nowy w tym wszystkim. Wiem to, ponieważ żyję tu od wielu lat, jeszcze go na świecie nie było a ja tu mieszkałem. Znam dobrze jego rodzinę, jego dziadek był moim dobrym przyjacielem, ale z jego ojcem nie mam zbyt dobrych kontaktów, cóż, „Jaki ojciec taki syn”- to przysłowie  wiele mówi o Aronie i jego ojcu; obaj za mną nie przepadają, winią mnie o śmierć ich alfy- Dziadka Arona-Jeffreya Hall.  Ojciec Arona nigdy nie mógł uwierzyć w naszą przyjaźń, zawsze mawiał, że w końcu obrócę się przeciwko niemu. I chyba miał rację. Ukuło mnie w serce na tą myśl, brzydką, ale niestety prawdziwą.                               
Wszedłem do salonu i to, co zobaczyłem zaszokowało mnie.  Na środku pomieszczenia Kat obejmował jakiś blondynek, widziałem jak patrzył na nią. Rozbudził się we mnie gniew, ledwo go mogłem opanować, co rzadko mi się zdarza. Nie ma zbytnio wielu sytuacji, które mnie drażnią, a ta pobijała wszystkie dotąd. Jakimś cudem powstrzymałem się od warknięcia na tego gnojka, który łasił się do mojej dziewczyny. Uspokoiłem swojego wewnętrznego demona na tyle ile się dało i odkaszlnąłem. Całkowicie zapomniałem o jedzeniu, które trzymałem dla dziewczyn, liczyło się tylko to co ona teraz zrobi. A nie zrobiła nic, tylko patrzyła na mnie, w końcu odezwałem.                                                                         


-Przeszkadzam Ci może w czymś Kate??? - Zapytałem zbyt ostro.

-  Felix to nie tak jak myślisz…

- To teraz wiesz, o czym myślę?!

- Felix proszę Cię…- Powiedziała błagalnie.

-Cholera, o co ona niby prosisz, żebym udawał, że nic nie widziałem, gdybym tu nie wszedł zaczęła byś się lizać z tym blondynkiem.- Powiedziałem ze złością.

- Felix! Masz do mnie aż tak mało zaufania?!! Czy co?- Widziałem łzy w jej oczach, wiem, że te słowa raniły ją, mnie także, ale nie potrafiłem przestać.

- Gdzie jest Riley?

- Co? Pytasz mnie gdzie…- Zapytała dezorientowana.

-Pytam gdzie jest Riley?- Powiedziałem już bez emocji, zdałem sobie sprawę, że moja twarz nie odzwierciedlała niczego, co czułem, była maską, którą nałożyłem, aby nie dostrzegła bólu, jaki poczułem, jak bardzo mnie zawiodła.

- Na górze, ale Felix……. Proszę daj mi to wytłumaczyć.

- Później, teraz nie mam ochoty słuchać twoich tłumaczeń.- Z tymi słowami udałem się na górę.    




Michael


W chwili kłótni Kate i Felixa zdałem sobie sprawę, że ona najprawdopodobniej nie była świadoma, co chciałem zrobić, jak bardzo w tamtej chwili pragnąłem ją pocałować. Tak dobrze było czuć jej ciało w swoich objęciach, mógłbym spędzić tak cały mój żywot, tylko ją obejmując i całując. Nigdy nie musiałem zbytnio starać się o uwagę kobiet, a w tej sytuacji będę musiał się postarać, ponieważ widzę jej miłość do tego bruneta. A ten dureń ją ranił, co mnie cholernie wkurzyło. Jak on śmie krzywdzić taką wrażliwą istotkę jak ona. Ze słowami „nie mam ochoty słuchać” wyszedł z salonu. Spojrzałem na nią, patrzyła się na drzwi, za którymi zniknął chłopak. Jej twarz wyrażała wielki smutek.

- Wszystko w porządku?- Zapytałem głupio, przecież widzę, że nie jest.

- Jasne…, że w cholerę jest źle.- Po wypowiedzeniu tych słów roześmiała się histerycznie. Chciałem ją pocieszyć, powiedzieć, że wszystko się ułoży, ale nie powiem tego, bo chce ją. Chce, żeby była moja, a nie jakiegoś Felixa. 
Wyciągnąłem rękę by dotknąć jej policzka, po którym płynęła samotna łza, ale w chwili, kiedy musnąłem jej skórę natychmiast się od de mnie odsunęła. Przez zaciśnięte zęby powiedziała:


- Po prostu wyjdź.

- Kate ja…- Wypuściłem powietrze z płuc, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że je wstrzymałem.- Kate przykro mi, że tak wyszło, ale tego nie żałuje.

- No widzisz mnie także jest przykro, lecz ja żałuje. Tak sytuacja w ogóle nie powinna zaistnieć.  A teraz wyjdź.
 

Stwierdziłem, że nie mam tu teraz czego szukać, ponieważ ona nie będzie chciała mnie wysłuchać. Nie zwróci na mnie jakiejkolwiek uwagi, jednak nie mam zamiaru się podać. A jeśli ona myśli, że spławi mnie słowami „ taka sytuacja w ogóle nie powinna zaistnieć. ” to grubo się myli. Rzadko się podaje bez dobrej walki.  A w jej przypadku jest o co walczyć. 


Lexi


Tak, moje życie było do bani. Wciągu paru dni obróciło się o 180 stopni. Jeszcze tydzień temu byłam szczęśliwą nastolatką z problemami siedemnastolatki, a teraz mam na głowie szkołę, pracę, dom, cierpiące młodsze rodzeństwo i ojca z depresją poniżej normalności, a babcia wyjechała wczoraj popołudniu do sanatorium na drugi kraniec stanu. Po prostu świetnie.                                                                                               Ja już nie wiem, co mam robić, tata nie wychodzi z sypialni, a gdy zanoszę mu jedzenie nawet nie spojrzy w moją stronę. Po wyjeździe babci zamkną się w tych cholernych czterech ścianach i wszystko ma w dupie. Jak on sobie nie radzi to jak ja mam sobie radzić, w końcu jeszcze jestem dzieckiem, które straciło mamę a co do ojca… to już nawet nie chce mi się myśleć.                 

Ja i moje rodzeństwo nie chodziliśmy do szkoły od pogrzebu, jednak babcia kazała ich wysłać do tej budy nazywanej Publiczną Szkołą Podstawowa w San Francisco. Więc wstałam rano, obudziłam rodzeństwo, umyłam się, ubrałam, zrobiłam śniadanie dla siebie i rodziny oraz zaprowadziłam Faith i Lucasa do szkoły, a sama poszłam na bardzo długi spacer. Do szkoły nie miałam zamiaru nawet zajrzeć, a do domu nie chciałam wrócić, nie mam już siły patrzeć na ojca, który ciągle siedzi z butelką w ręku.                                                

Odczuwałam potrzebę zakończenia tego wszystkiego, samobójstwo było bardzo zachęcając myślą, taaa wystarczyłoby tylko podciąć sobie żyły albo wziąć jakieś prochy i wszystkie problemy ulotniłyby się wraz z życiem, lecz nie mogłam tego zrobić, nie, gdy Faith i Lucas mnie potrzebują, są zbyt mali by poradzić sobie samemu wobec tego muszę zadowolić się tylko bólem fizycznym, który był rezultatem cięcia się, choć ledwo uśmierza ból psychiczny. Poszłam nad rzekę, usiadłam sobie na strasznie wiekowym drzewie3, odkąd sięgam pamięcią do dzieciństwa to, to drzewo zawsze tu było, a jak byłam mała mama mawiała, że ma ono ok. 400 lat , ale 100% pewności ona nie miała innymi słowy może być starsze. Naprawdę nie mam o czym rozmyślać tylko o felernym wieku drzewa. Przez ten tydzień nie odtwarzałam dziwnego zdarzenia z magazynu , bo nie miałam kiedy. Ale jak nad tym się można by było dłużej zastanowić to wtedy osiągnęłam chwilowy  stan urojeń i omamów. Tak to bardzo racjonalne i logiczne wytłumaczenia całej tej nadzwyczajnej sytuacji. Niestety chyba należę do tej grupy ludzi, którzy lubią utrudniać sobie żywot. I będę rozpamiętywać ten moment przez dłuższy czas. No bo raczej nie wiele ludzi może pogadać sobie z duchem mamy, a jak mam taką możliwość. Super nie ?                                        
  Ja jestem poważnie nienormalna. Powinnam się leczyć, ciekawe kiedy mnie zamkną w psychiatryku, to dopiero będzie czad.






2-  http://www.kowbojki.pl/pokaz/elo-elo-kowbojeczki-d-pytanko-mam-odnosnie-pewnego-miejsca-49561/2#   - Coś w tym stylu.

Brak komentarzy: